wtorek, 5 marca 2013

wtorek, 5 lutego 2013

Pomimo weekendu u teściów i pokus w postaci faworków, pysznych obiadków, pełnej przekąsek lodówki jakoś udało się utrzymać obecny stan wagowy (zjadłem tylko około 20 faworków, ale bez pudru ;) ). Wczoraj pozwoliliśmy sobie na małą paczkę (70g) czipsów *ays z pieca (bez kryptoreklamy) - nieco mniej szkodliwe niż normalne.
Raz na jakiś czas potrzebuję czegoś niezdrowego, takie nagłe odstawienie powoduje że wariuję. Mam przynajmniej świadomość szkodliwości i wiem że nie mogę się przeżerać takim czymś.

USG wnętrzności wykazało "lekkie" otłuszczenie wątroby, dieta nas trafiła w bardzo dobrym momencie, może da się ją jeszcze uratować ;)
Jak sobie przypomnę te wszystkie fast foody którymi się człowiek opychał, to robi mi się nieco niedobrze. Przecież wystarczy poświęcić trochę więcej czasu i w domu można sobie przygotować podobne pyszności a o wiele zdrowsze. Ot taki kebab - można sobie zrobić fileta z kurczaka, posypać przyprawą i upiec w piekarniku albo na grillu - efekt podobny, a o ile mniej niebezpieczne.

Czekam na wyniki reszty badań, mam nadzieję że nie będą straszne.


ps. moja kiepska waga pokazała wczoraj wieczorem 92 kg...

wtorek, 29 stycznia 2013

Dawno bez wpisu, ale jestem strasznie zagoniony. Załatwialiśmy autko, teraz jesteśmy zmotoryzowani, ale kosztowało to trochę nerwów.
Dzięki pojazdowi będziemy prawdopodobnie chodzić na basen i saunę częściej niż raz na pół roku ;)

Na froncie dietowym chyba dobrze, jutro ważenie profesjonalne i kolejny zestaw dietowy. Na mojej domowej wadze wskazówka zatrzymała się rano w okolicy 93 kilogramów. Muszę wiedzieć w jakim stosunku spadły tłuszcz, mięśnie, woda.

Plusem całej sytuacji dietowej jest fakt, że zmieniłem swoje przyzwyczajenia godzin wstawania/zasypiania. Nadal mam ochotę posiedzieć dłużej (12, 1, 2 w nocy) ale świadomość że wstaję rano 5-5:30 na śniadanie zmusza mnie do wcześniejszego położenia się. Pozostaje jeszcze kwestia zasypiania, ale mam nadzieję że i to się jakoś wyklaruje.

środa, 23 stycznia 2013

Wczorajszy dzień pokazał że mamy problem z obecnym ustawieniem posiłków.
Wstajemy wcześnie, śniadanie jemy około 6, potem 9/9.30, 12-13, około 16 obiad i kolacja około 19.
Tyle że nasze treningi indoor cycling są o 18.30 lub 19.30. W żadnym z tych przypadków nie ma szans na kolację. Jemy zatem zaraz po ćwiczeniach domowy koktajl pitny (jogurt naturalny/kefir, trochę mleka i owoc - głównie banan; zmiksowane). Nie wiem czy ma to taką wartość jak kolacja, ale de facto nie ma szans na nic innego, bo wracając po treningu o 20-21 nie powinniśmy już nic więcej jeść.

Dzisiaj z kolei mam inny problem. Stres w pracy.
Nie ma co ukrywać, moja robota jest czasem stresująca, czasem nawet bardziej. Mam właśnie taki przypadek i od godziny chodzą mi ręce w poszukiwaniu jakiejś przekąski na uspokojenie. Normalnie zdarzało mi się w takim przypadku "załadować" ze dwie porządnie słodzone kawy. Jako że teraz wiem że nie powinienem, a gorzka nic nie da to mam kłopocik :)
Nie bardzo mam się jak uspokoić, śniadanie w pracy już zjadłem, trzeba cierpieć ale wytrzymać.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Utrzymać ciągłość posiłków w dniu roboczym gdzie jedna sprawa goni drugą jest trudno.
Dzisiaj musieliśmy opóźnić obiad, w wyniku czego przerwa między posiłkiem w pracy a obiadem sięgnęła prawie 6 godzin. Trzeba lepiej planować wizyty w urzędach i innych przybytkach użyteczności publicznej.

Odkrywamy też powoli czego nie lubimy. Jogurt naturalny z płatkami pszenicznymi i otrębami tworzy nieprzyjemną, niezjadliwą paćkę. Takim rzeczom mówimy nie! Będzie trzeba wypróbować inną kombinację.

Ale widać że waga drga w dół. To motywujące. Kupimy sobie zapewne elektroniczną jak wspominałem i będzie jeszcze lepiej widać postępy.


Byle do przodu (wagowo do tyłu w dół).

niedziela, 20 stycznia 2013

Dzisiejsze ćwiczenia wychodzą mi bokiem. Jutro przerwa jednodniowa.
Z jedzeniem przyzwoicie. Do sałatki na kolację pozwoliliśmy sobie dodać niewielką ilość "kiełbasy" z fileta. Taki cyc z kurczaka we flaku. Chude i dobre.
Przy oglądaniu serialu co chwile miałem ochotę na jakąś przekąskę, ale dałem radę. Kwestia picia płynów.

Jutro pierwszy dzień diety w pracy. Obiad już w piekarniku, będzie do odgrzania. Makaron ze szpinakiem i twarożkiem, który chyba powinien się roztopić ale idzie mu to ciężko.

Aha! po zajęciach wszedłem na wagę i teoretycznie spadło 4 kilo. Ale po obiedzie już było tylko 3 ;)
Musimy kupić wagę elektroniczną, bo na analogowej kiepsko widać rezultat.


Znalazłem przed chwilą na twarzoksiążce link do ciekawego artu: http://neuroskoki.info/zespol-opoznionej-fazy-snu/
Chyba to mam i muszę zacząć również z tym walczyć.
W sobotę zaczęliśmy dietę. Ponieważ zaczął się weekend musieliśmy od razu wprowadzić poprawki.
Zamiast pięciu posiłków wyszły cztery (mamy rozpisane jedzenie od godziny 6 rano do około 18-19, zależnie od pory zajęć indoor cyclingu jemy wcześniej lub później), zamiast dużego jabłka na przekąskę poszedł jogurt naturalny z wkładką z jabłka tartego - nie wzięliśmy pod uwagę że w weekend treningi są rano.

Jest ciężko. Lodówka jest pełna zapasów na najbliższe dni - nabiał, warzywa, soki. Mięso i ryby w zamrażarce. A'propos ryby, miał być dorsz. Nie wyszedł. Fiolka przesoliła, ja przeostrzyłem.

Oprócz tego zaczęliśmy również treningi na siłowni. Od teraz oprócz sesji rowerów będziemy dźwigać ciężarki. Mam kolejny pomiar 30 stycznia. Parę kilogramów powinno zejść obowiązkowo. Docelowo masy tłuszczowej mam stracić dwadzieścia kilo. Aż wstyd że się człowiek tak zapuścił, ale lepiej późno niż wcale się zabrać do pracy.